Rzeźby Michała Anioła są dokonanym czynem, który trwa. Był moment, kiedy nie istniały. Pomiędzy ich nieistnieniem i istnieniem znajduje się akt twórczy,
który jest niemożliwy do pojęcia jako uleganie „fali historycznej”; gdyż aktowi twórczemu towarzyszy poczucie wolności, a to z kolei rodzi się z przezwyciężania oporu, który przedstawia się jako opór absolutny. Kto naprawdę tworzy, jest sam. A kiedy uda mu się stworzyć, pojawia się wielu naśladowców i zwolenników, okazuje się też, że dzieło potwierdza jakąś „falę historyczną”. Nie ma innej drogi dla człowieka, niż zaufać wewnętrznemu nakazowi i rzucić wszystko na szalę po to, żeby wyrażać to, co wydaje mu się prawdą. Ten nakaz wewnętrzny jest absurdem, jeżeli nie jest wsparty o wiarę
w porządek wartości, który istnieje poza zmiennością spraw ludzkich, to jest o wiarę metafizyczną.
Czesław Miłosz, „ Rosja. Widzenia transoceaniczne”
Był jesienny dzień końca lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Nieociosany kloc bezgłośnie wsunął się do budynku przy ulicy Jagiellońskiej. Wyglądał dość nieporadnie i niepewnie. Wątpił w to, czy trafił we właściwe miejsce. Czy nie łatwiej byłoby mu zostać wśród innych, nieociosanych? Miał jeszcze czas nie wyruszać w niebezpieczną drogę,
która odsłoni niewygodne prawdy ukryte nie gdzie indziej, jak w nim samym.
Odnalazł w sobie odwagę – tyle, ile jej wtedy w sobie widział. I został.
Szybko dowiedział się, że Mała Galeria, to nie miejsce, w którym nauczy się rysować, choć właśnie lekcje rysunku go tam przyciągnęły. Dowiedział się, że to miejsce, w którym nauczy się widzieć.
Szczerze mówiąc nie bardzo to rozumiał. Tak jak nie rozumiał dlaczego ma robić trzy szkice dziennie i na czym polegał geniusz Picassa.
Chyba najczęściej słyszał, żeby więcej myślał, a mniej pracował. I że najważniejsza jest odwaga.
Wtedy wydawało mu się, że chodzi o odwagę w postawieniu plamy czy kreski. Po latach zaczęło do niego docierać,
że chodzi o odwagę życia. O wybieranie dróg, na których czekać będą na niego strachy, których najbardziej się obawia. I to one nauczą go najwięcej. Ba, oswojone okażą się być całkiem towarzyskie i będą mu wierne na nierzadko bardzo wyludnionej drodze.
Dowiedział się, że spokój oddala wszechogarniającą głupotę. Usłyszał, że sztuka, to wszechświat i niezliczona ilość kierunków, myśli, wyobraźni.
Ostrzeżono go przed fałszywymi prorokami, których z pewnością spotka. Powiedziano mu, żeby się nie bał. Że żaden
z nich nie jest potężniejszy od niego, jeśli on sam mu na to nie pozwoli. Uśmiechaj się do nich i idź dalej – usłyszał.
I uśmiechał się. I szedł dalej. Choć coraz mniej było takich, którzy potrafili zrozumieć jego wybory.
W chwili gniewu nauczył się, że najlepszym sposobem, by sprzeciwić się złu, jest zrobienie czegoś dobrego.
Czas i cierpliwość były jego sprzymierzeńcami. Kiedy mógł, pomagał wieszać wystawy i choć wydawało mu się, że to on poświęcał swój czas, znów więcej dostawał niż brał. Uczył się tworzyć przestrzeń, nastroje, opowiadać historie.
Niejedną noc spędził słuchając o sprawach wielkich i małych, o sprawach nieudawanych, prawdziwych.
Czuł ciepło pani Alicji Hebdy wypełniające przestrzeń Małej Galerii i mądrość profesora Andrzeja Szarka. Pani Ala była sercem i ramionami, wśród których mogła bezpiecznie buzować żywa profesora krew.
Po latach zaczął rozumieć, że miejsce, które stworzyła ta dwójka, nie da się zamknąć w tabelkach i przeliczyć
na wymierne sukcesy. Choć z pewnością są nimi wybitne postacie, które chciały odwiedzać to niezwykłe miejsce, gdzieś na świata końcu. Jak choćby i dobry pan Miłosz, z którego mądrych słów pozwolił sobie dziś skorzystać.
Nieociosany kloc czuł, że miałby zupełnie inny kształt, że jego droga potoczyłaby się inaczej, gdyby nie ta dwójka. Trudno powiedzieć gdzie byłby dziś, gdyby nie nienarzucające się i zawsze obecne ciepło pani Ali, i pełna humoru mądrość profesora.
Czuł, że widziałby świat zupełnie inaczej. Że prawdopodobnie przegapiłby większość zadziwień, które zapełniły podróżne zeszyty na jego półce i których niewielką zaledwie częścią dzieli się na tej stronie.
Wśród podróży na krańce świata i po granice wyobraźni niewiele spotkał podobnych miejsc. Miejsc, gdzie wrażliwość nie wyklucza odwagi. Gdzie siła nie wyklucza łagodności. Gdzie ciepło łączy się z mądrością. Gdzie prawda stale uwalnia od pokrętnych dróg.
Dziś jest w nim głęboki smutek. Daleką od odwagi decyzją tych, którym na chwilę powierzono opiekę nad nami,
po Małej Galerii za chwilę zostanie pewnie tylko nazwa. Nikt jednak, zbyt ufny w swoją siłę nie wymaże dobra,
które się w tym miejscu wydarzyło. Nikt nie zatrzyma nadziei i mądrości, która zaczerpnięta w tym niezwykłym źródle wędrować będzie w ludziach. Dalej, dalej, dalej.
Dziękuję pani Alicjo!
Dziękuję profesorze Andrzeju!
Dziękuję za waszą nadzieję, której przepięknym owocem jest Mała Galeria.
Nieociosany kloc,
Wojciech Węgrzyński