Kto dzwoni na Anioł?

***

Anioł Pański usiadł na ziemi;
(znać że) nie pierwszy raz –
skrzydła miał specjalnie wywinięte na lewą stronę,
żeby mniej plamy było widać.

Pisał już nieraz w tej sprawie do Boga:
o pióra brązowe jak sowa prosił albo czarne jak kruk.
Zawsze dostaje tę samą świętą, cierpliwą odpowiedź:
Jakby się to kochaniutki na obrazach prezentowało?
Nie może nie ufać Przenajświętszym Skinieniom,
więc radzi sobie jak może.

Niewiasta;
z każdym dniem piękniejsza od środka –
Anioły widzą tylko od środka, to mało znana
jeszcze wśród ludzi wada wzroku;
postawiła czajnik na herbatę. Przyniosła ciastka.
O Wielkie Nieba! Blisko im było do dobroci samego Boga.
Bo choć Bogu pychy brak, to pyszny jest bardzo.

Nic nie musiał mówić.
Ona też była cicha.
Ich serca poruszały spraw ważkich skwiliony.
Ważki poruszały skrzydłami.

Zagwizdał czajnik.
Znikł chłód w palcach od długiego lotu.
Na talerzu zostało ostatnie ciastko,
dla Urwisa, który zziajany wpadł
(jak zwykle koło południa na Anioł Pański),
potknął się o skrzydła,
chwycił rachu ciacho,
spojrzał na Anioła,
rąbnął go w plecy:
– Gonisz!
I wybiegł.

Zarumienił się Posłaniec po prawdzie
(która wyzwala zawsze niespodziewanie).
Niewiasta dotknęła czule jego policzka,
uśmiechnęła się łobuzersko, mrugnęła
porozumiewawczo okiem – już nie raz
widziała go z dziećmi.

Po chwili po Aniele ruszał się już tylko kurz.
Niewiasta zebrała okruchy ciasta i dobrych chwil.
Dla ptaków w powietrzu, co nie sieją ani żną
i nie zbierają do spichrzów.
Wyglądnęła przez okno.
Uśmiechnęła się słysząc piski Anioła.
Umyła kubki. Nie sama.
Przy Nadziei.